Ostatnio sporo nadrabiam zaległości superbohaterskich rzeczy. I pojawiła się taka rozkminka. Czy wyznacznikiem tego, że ktoś jest dobrym albo złym jest fakt, że zabija bądź nie? Przyjrzyjmy się temu bliżej.
Jak sama nazwa wskazuje - superbohater. Kimże więc jest taki superbohater? Czy chodzi tu o niekonwencjonalne czyny, dające wyraz bohaterskości? Niecodzienne umiejętności? Charakter? No kurczę nie wiem, ale wydaje mi się, że odpowiedź można skrócić do - ktoś, kto zwalcza przestępców. Generalnie właściwie tym się przecież zajmują.
Mam wrażenie, że od zawsze w komiksach pojawiał się ten dylemat zgodności z prawem działań naszych pączuszków. Zaczynając chociażby od zwykłego samosądu. Nie mówię tu już o w jakikolwiek sposób uszkodzenie delikwenta, ale zwyczajne dostarczenie go władzom, co jest sposobem działań niektórych postaci. Musi się ono odbyć poprzez naruszenie nietykalności cielesnej bez uprawnień. Mam tu na myśli, że jak policja ci wjeżdża na chatę w celu aresztowania cię, to mają jakąś tam nadaną moc prawną, na podstwie której mogą ograniczyć twoją wolność. Ale gdyby na chatę wbiłby ci Daredevil albo Arrow, no to już jest to niezgodne z prawem. Chyba że osoby się pod nie podszywające miałyby takie uprawnienia, no ale to się nie zdarza i nadal byłoby niespoko bez konkretnego nakazu.
Czyli generalnie nie ma superhero bez chociażby delikatnego naginania prawa. I tutaj zaczynają się podziały. Bo jeśli pozwalasz sobie na większą samowolkę niż obicie ryja celem oddania przestępcy do aresztu, to przeważnie stajesz się tym złym. Za przykład chciałbym podać Xmenów. Tu chyba jest on najbardziej wyraźny. Grupa, która chce walczyć o swoje prawa za pomocą drastyczniejszych środków automatycznie staje się tą złą. Na tyle, żeby mutanci naparzali się między sobą, no bo wtedy ta bardziej rygorystyczna grupa staje się gronem przestępców. Zastanawiam się, jak tu się odnieść do żołnierzy. No bo generalnie zdarza im się zabijać. Czy to, że ktoś na mocy prawnej wyraził na to zgodę, powoduje że nie stają się oni tymi złymi popełniając morderstwa? Batman jest swego rodzaju "żołnierzem ludzkości" i jego główną domeną było nie zabijać. Jakoś sobie radził, ale pomimo to był uznany za złego gościa na mocy prawa.
A więc osoby stanowiące prawo decydują,
kiedy można zabijać i jest to spoko, a kiedy nie?
Taka rozkmina. Wyobraźmy sobie właśnie, że Batman nawiązuje współpracę z jakimś FBI czy coś. Wbija na akcję z grupą szturmową i tam po swojemu ogłusza, puszcza gazy itp. A obok niego wyszkoleni agenci napierdalają z karabinków jeb jeb jeb. Mózgi na ścianach no i fajno. No i tu już nie chodzi o pozwolenie ze strony prawa, ale własny kodeks moralny. Przecież Batman by tam depresji dostał. Cudownym rozwinięciem podobnego problemu jest Daredevil. Oprzyjmy się przede wszystkim o netflixowy sezon trzeci serialu. Generalnie potrafi mnie on czasem za bardzo irytować swoją pizdowatością, ale jest świetnym przykładem wewnętrznej walki moralnej o stosowanie środków drastycznych. Jeżeli żadne więzienie nie jest w stanie powtrzymać danego delikwenta, to czasem po prostu trzeba rozważyć ostateczne rowiązanie i się gościa po prostu pozbyć. Najłatwiej byłoby zadzwonić po Punishera, on by się nie pierdolił.
Ni mom jednoznacznych wniosków
Ten dylemat moralny często dosyć mam wrażenie pojawia się o dziwo u postaci DC. U Marvela się jednak zbyt często z nim nie spotykam. No poza Xmenami, gdzie tak naprawdę jest to podstawowy podział między mutantami. Często jednakże wydaje mi się, że postaci, które właśnie dopuszczają się aktów mordu są automatyczni eoceniane jako już nie do końca dobre. Pozwoliłeś sobie odebrać komuś życie? Spada na ciebie czarna kurtyna mroku. Na szczęście to nie mój dylemat, ale często twórcy pozwalają sobie wtrącić taką rozkminę. To powinien czy nie powinien? Wolno mu, czy nie? Można to usprawiedliwiać, czy nie?
Pozdrawiam cieplutko.
Pozdrawiam cieplutko.



Brak komentarzy:
Prześlij komentarz