czwartek, 18 kwietnia 2019

Epistory - Tpying Chronicles - recenzja subiektywnego sceptyka

Uznałem, że będę pisał recenzje gier, bo lubię grać w gry. Nie widzę sensu pisania o jakichś Battlefieldach czy innych GTA, bo materiałów z tego jest że ho ho i jeszcze trochę, więc skupię się na tytułach raczej mniej popularnych, ale takich, które moim zdaniem są warte zagrania.

Tekst zawiera drobne spoilery, dotyczące rozgrywki, ale wydaje mi się, że nie aż takie, żeby mieć potem wkurwa na twarzy, bo cały lorr gry poszedł się jebać.


Gra zaczyna się trochę z dupy i nie bardzo wiadomo o co w niej tak naprawdę chodzi. Jeździmy sobie jakąś dziewczynką na lisie z trzema ogonami i w zasadzie to rozpierdalamy wszystko, co znajdzie się na naszej drodze. No może prawie wszystko. To tak w skrócie. 

Na samym początku lądujemy w jakiejś krainie, która nazywa się "Most". W sumie całkiem trafne określenie, ale o tym za chwilę. Uczymy się podstaw sterowania i rozgrywki i nagle okazuje się, że znowu jesteśmy w 6 klasie podstawówki na zajęciach z informatyki i uczymy się podstaw programowania. I tu się zatrzymajmy na chwilę, bo system sterowania w tej grze zasługuję na szczególną uwagę. Ogólnie, to włączając tą grę możecie wyjebać myszkę, bo do niczego się Wam nie przyda. Dlaczego? Dlatego, bo wszystko w tej grze robimy wpisując, można powiedzieć, komendy, które akurat nam się wyświetlają. Popierdalamy sobie na tym lisie, nagle przed nami leży kłoda, zagradzająca nam drogę. Nad kłodą wyświetla się wyrafinowany napis "kłoda". Wpisujemy "kłoda" na klawiaturze (tak, tak po prostu piszemy sobie jebane słowo "kłoda") i owa kłoda zostaje rozjebana, a my możemy iść dalej.


Czasami są to mniej lub bardziej pasujące do sytuacji wyrazy. Bo nie wiadomo czemu, ale w miejscu, w którym się znajdujemy są jakieś potworki, które chcą nas zajebać. I często zdarza się tak, że atakują nas falami z różnych stron, w różnym tempie. I tak na przykład z lewej nacierają na nas jakieś małe popierdółki, nad którymi wyświetlają się jakieś proste, trzy-literowe wyrazy, na przykład "oko" i szybko się je rozpierdala, a w międzyczasie z prawej strony człapią jakieś przekurwy w ślimaczym tempie i mają nad sobą jakieś długie wyrazy, na przykład: "konstantynopolitańczykowianeczka". Tryb wpisywania wyrazów aktywujemy spacją.


Do dyspozycji dostajemy taki niby otwarty świat, który trzeba zwiedzać i odkrywać nowe lokacje żeby wbijać nowe skille. Świat ten zwany jest "Mostem" właśnie, ponieważ to z niego możemy wchodzić do nowych lokacji, które najpierw trzeba odkryć, bo mapę odsłania się stopniowo, razem z wbijaniem ekspa. I tak, dla przykładu, w pierwszej lokacji uczymy się używać żywiołu ognia, który pozwala nam niszczyć krzaki na naszej drodze. Za rozwalanie takich krzaczków, kłód, potworków i innych rzeczy dostajemy exp, który potem możemy wydać, na przykład na to, żeby nasz lis szybciej biegał albo lepiej napierdalał tym ogniem. Jak uzbieramy odpowiednią ilość expa, załóżmy 30 000, to możemy odkryć następny fragment mapy, a tam kolejną lokację. Lokacji w sumie jest 8. W 4 z tych lokacji nauczymy się używać nowych żywiołów, które potrzebne są nam do popchnięcia rozgrywki dalej. Jest to ogień, lód, elektryczność i wiatr. Fajne jest to, że jak potem nacierają na nas potworki, to niektóre z nich można rozwalić tylko danym żywiołem i trzeba się między tymi żywiołami przełączać. Co też nie jest takie hop siup, bo przypominam, że potworki rozwala się za pomocą wpisywania wyświetlających się nad nimi wyrazów, a żywioły przełącza się również wpisując ich nazwę, na przykład "piorun". I potem okazuje się, że jebneliśmy się w wpisywaniu czegoś, a potworki już są blisko, a tu jeszcze trzeba żywioł zmienić i już jest za późno, bo nas zajebały.


Problem z tą grą jest jeden. Po jakimś czasie staje się monotonna. Twórcy tej gry jakby zdawali sobie sprawę z tego i robili wszystko, aby tą grę jak najbardziej urozmaicać. W każdej lokacji robimy to samo. Zbieramy fragmenty obrazka i dwa razy mamy napierdalankę z potworami. Ewentualnie możemy znaleźć dodatkową skrzynkę z expem. Jednak zajebiste jest to, że każda lokacja jest inna. Opowiada nam jakąś inną historię, w jakiś inny, fajny sposób. Na przykład, gdy trafiamy do kopalni, jest tam totalnie ciemno. Żeby cokolwiek widzieć, trzeba wpisywać komendy na zapalenie kryształów, dających światło. Potem, kiedy napierdalamy się z potworkami, tak samo, żeby najpierw te potworki widzieć, musimy w między czasie, jak na nas szarżują, zapalać kryształy.


Może teraz o tym, co tą grę w zasadzie wyróżnia. Sposób narracji i ogólnie opowiedziana historia. Bo system rozgrywki jest dość prosty, grafika też nie powala na kolana (w końcu gra była robiona w Unity), ale taki chyba był zamysł twórców, bo wizualnie naprawdę wygląda to nieźle i czuć, że pasuje to wszystko do siebie dzięki temu.


Przez całą grę prowadzi nas narrator, który opowiada to, co się właśnie dzieje w otaczającym nas świecie oraz daje nam podpowiedzi, co należałoby właśnie zrobić. Mówi też o tym, co nasza bohaterka sobie myśli, jakie odczuwa właśnie emocje oraz wtajemnicza nas w historię głównej bohaterki. Jest to mega zajebiście pokazane wizualnie, ponieważ tekst, który czyta narrator dynamicznie "nadrukowuje" się na terenie, na którym akurat jesteśmy. Dodajmy do tego jeszcze fajną oprawę wizualną, która wygląda jakby świat był zbudowany z powyrywanych z książki kartek i BUM! Efekt gotowy. Ja, osobiście grając w tą grę miałem wrażenie jakbym właśnie czytał fajną książkę, ale nie w sposób tradycyjny, trzymając tą książkę w dłoni i przewracając kartki, ale w sposób wcześniej totalnie mi obcy. Bo przez grę komputerową. Dało to niesamowity efekt takiego jakby rzeczywistego przeżywania czytanej książki, brania czynnego udziału w tym, co się w niej dzieje i widzenia tego wszystkiego przed sobą.


Jeszcze jedna fajna rzecz. Na uwagę zasługuje nieźle wykonane polskie tłumaczenie i dostosowanie tej gry w języku polskim. Narrator co prawda cały czas będzie mówił po angielsku, ale wszystkie napisy są w 100% poprawne i też jak wyświetlają się nad potworkami wyrazy z polskimi znakami, to są one jak najbardziej aktywne i musimy ich używać.

!Ten fragment tekstu zawiera spoiler co do zakończenia gry!


Jest to fajna gra, ale niestety na jeden wieczór. Ja zacząłem w nią grać koło godziny 20, skończyłem koło północy. A grałem tak, że rozwalałem każdą kłodę po drodze i zaglądałem w każdy zakamarek.  Nie ma też spiny, że trzeba jakoś harpaganić, bo inaczej nie starczy wam expa czy coś. Maksymalnie potrzeba 250 000 żeby mieć wszystko. Ja na koniec miałem ponad 300 000. Także luz. Daje tej grze 7,5/10 w mojej subiektywnej ocenie. Jedyne czego tak do końca nie rozumiem, to co ta historia ukazana w tej grze miała w zasadzie opowiedzieć. Ja ją odebrałem tak, że jest to opowieść o kobiecie, która miała jakiś wypadek i podczas leżenia w szpitalu przyśniło jej się coś takiego (?), bo na koniec widzimy jak budzi się, leżąc w jakieś sali szpitalnej. Była jakąś artystką i w wyniku tego wypadku straciła kogoś bliskiego, chyba męża czy chłopaka. Wnioskuje to po tym, że na odnajdywanych przez nas fragmentach zdjęć pojawia się męska postać, która zawsze ma zasłoniętą twarz taką jakby mgłą. I w tej historii ta kobieta chyba przeżywa to wszystko i stara się z tym jakoś pogodzić i zacząć sobie życie na nowo. Ciężko powiedzieć, bo jak wszedłem na GRYOnline, to opisali to tak: "Fabuła Epistory: Typing Chronicles koncentruje się wokół muzy, młodej dziewczyny, przemierzającej kolorową, baśniową krainę. Bohaterka została poproszona przez pewną pisarkę o inspirację do nowej książki – w ten sposób trafiła do fikcyjnego, baśniowego świata". 

W każdym razie, jeśli ktoś akurat nie ma pomysłu na wieczór, a chętnie by sobie w coś pograł, to polecam zagrać sobie w Epistory - typing chronicles. Tym bardziej, że była niedawno rozdawana za darmo na GameSessions i pewnie dodaliście ją do swojej biblioteki i o niej zapomnieliście :P

Pozdrawiam cieplutko.






















Brak komentarzy:

Prześlij komentarz