Kolejna rzecz, której nie rozumiem i prawdopodobnie już nigdy nie pojmę.
Jazda komunikacją miejską to ogólnie piękna rzecz, polecam każdemu, jednak to, co ludzie tam odpierdalają sprawia, że moje zdolności poznawcze są poddawane wątpliwości. Zapraszam.
Najpierw cyrk na peronie/przystanku, jak zwał tak zwał. Podjeżdża taki, dajmy na to, autobus i ludziom odpierdala. Zaczynają popierdalać w lewo, prawo, przód, tył, czasem też góra, dół. I tu chciałbym się zapytać - po co? Żeby przewidzieć, gdzie się drzwi zatrzymają czy żeby się wjebać pod ten autobus? Nie można po prostu stanąć w miejscu, w którym mniej więcej zatrzyma się autobus, potem zrobić dwa, trzy kroki do drzwi i normalnie wejść? Nie, kurwa, bo to mój autobus ulubiony, ukochany i jak tylko go widzę już z daleka, to mam ochotę się na niego rzucić i go przytulić. A potem jak przypadkiem zatrzymają się te drzwi, zaraz pod nosem takiemu typowi to uśmiech triumfu i zwycięstwa wymalowany na twarzy i w głowie myśli: "Ha! Wiedziałem! Wiedziałem, kurwa!". Chuja wiedziałeś. Nawet kierowca nie wiedział, w którym miejscu dokładnie się zatrzyma.
Potem jest tylko lepiej. Kolejka żeby wejść jak do komunii. Nie pojmuję tego. Wejdź jak człowiek do tego autobusu, normalnym tempem, obczaj miejsce i je zajmij. A ludzie robią z tego jebany pochód pierwszo-majowy. A, bo ja sobie tu tak powolutku wejdę, rozejrzę się, minę sobie, tak dla zasady, najpierw kilka wolnych miejsc, że niby taki jestem świadomy swojego wyboru i zajmę miejsce po drugiej stronie autobusu, które niczym się nie różni od tych, które właśnie minąłem. Oczywiście wszystko w żółwim tempie.
Wychodzenie z autobusu. Jestem fanem tej czynności. Zazwyczaj jest tak, że pierwsze do drzwi pchają się stare babcie, najlepiej już dwa przystanki wcześniej, bo "Ojejuś nie zdążę, nie zdążę, uff puff", co jest, no kurwa, w chuj nielogiczne. Bo pcha się do tych drzwi jakby ją Biedroń z tęczową flagą gonił, a potem wychodzi sobie tak powolutku, jakby jej się stamina wyczerpała, nigdzie się już nie spiesząc, bo i po co, a ja stoję za nią wkurwiony, bo nie da się jej wyminąć przez najbliższych kilka kroków. Nie może poczekać, aż młodsze osoby sobie najpierw sprawnie wyjdą, a potem sama sobie już na spokojnie wyjdzie, nikomu nie przeszkadzając? Przecież nie zatrzasną jej się drzwi w połowie. A może, jednak zatrzasną?
Zresztą, przykład opisany tutaj jest patologiczny, bo hejtuje tylko starszych ludzi. A to nie jest tak, że tylko starsi ludzie tak robią. Czasami mam wrażenie, że zanim wysiądę z autobusu ludzie ugadują się, że "Chodźcie wkurwimy tego typa, bo on lubi jak ludzie przemieszczają się sprawnie i szybko. Więc będziemy wychodzić najwolniej jak się da". Niech mi ktoś to wytłumaczy. Drzwi są na tyle szerokie, że spokojnie mogą dwie osoby na raz wyjść, ale takiego ogarniania tematu nie wymagam. Czemu ludzie nie mogą z tego autobusu po prostu... wyjść? Tak normalnie, nie mówię, że biegiem, ale szybko i sprawnie? Czemu tam się zawsze robi taki korek w ślimaczym tempie jakby właśnie z kościoła na cmentarz szli?
Lubię obserwować swoich znajomych ze studiów pod tym względem. W momencie kiedy jadę sam, to wchodzę do autobusu, przechodzę dalej, gdzie jest mniej ludzi żeby nie blokować w przejściu tych, którzy wejdą jeszcze za mną i się usadawiam. Ale, kiedy jadę ze znajomymi, to jest inny wymiar. Zazwyczaj czekam aż wejdą pierwsi i za nimi dopiero ja wchodzę. Oczywiście powolutku, bo sprawne przemieszczanie jednej stopy za drugą jest często zbyt energochłonne. I stają te pizdy grupą po środku, jakby nie mogli przejść dalej. Fajniej jednak jest, kiedy to ja wchodzę pierwszy. Idę zwartym krokiem dalej, na przeguby, ponieważ po środku zawsze jest harmonia, odwracam się, a ich za mną nie ma. Uznali, że "A chuj tam, tutaj w przejściu też są zajebiste miejsca. Co z tego, że blokujemy połowę pasażerów". No co do kurwy.
Chyba jestem chorym pojebem.
Pozdrawiam cieplutko.





Brak komentarzy:
Prześlij komentarz