Ech... od czego zacząć tę karuzelę wkurwienia. W tekście postaram się nie zdradzać za bardzo elementów fabuły, nawiążę jednak do kilku kwestii, które raczej są elementami bazowymi, więc chyba nic nie przeszkadza je znać. Przedstawię też swój własny (hehe, sceptyczny) punkt widzenia.
Odpalając ten serial nie miałem pojęcia, czym jest. Dopiero
dzień później zauważyłem, że cała Warszawa jest obklejona reklamami, lekko
zakłamanymi swoją drogą, tak że Luther wygląda normalnie, znaczy nie denerwuje
tak jak na ekranie. Z pierwszego odcinka pozwolę sobie przytoczyć kilka
kwestii, bo to chyba niespecjalny spoiler.
O co właściwie w tym wszystkim chodzi.
W roku 1989 na świat jednego dnia przychodzi 43 nowych żyć, pomimo że
kobiety, które je urodziły, dzień wcześniej nie były w ciąży. Jakiś miliarder
magik pieprzony wybiera sobie 7 z nich, bo mają specjalne umiejętności. Czemu
te, nie wiem, pewnie miał jakąś różdżkę z patyków, jak ci panowie co wodę
znajdują w ziemi i mu powiedziała. No i on sobie te dzieci szkoli, żeby były
taką drużyną X, co to świat uratuje, jakby się coś rypło. Akcja samego w sobie
serialu dzieje się jednak w czasach obecnych, kiedy to już dzieciaczki są
dorosłe i mają sobie własne życia, kredyty, niektórzy może nawet pracę. Okazuje
się, że pewnego dnia ten pan, co ich wychowywał, to mu się zmarło, więc wpadają na
jego pogrzeb. Boli mnie mnóstwo tajemnic w trzech pierwszych odcinkach.
Totalnie nic z nich nie mogłem zrozumieć, kto jest kim, po co, dlaczego i czemu
ta wesoła małpka nie robi fikołków tylko gada. I tak jest mniej więcej przez
trzy odcinki. Postaci w serialu nie wiedzą, co się dzieje, Ty jako widz też nie
wiesz i tak sobie wszyscy nie wiemy, ale oglądamy.
Przede wszystkim ze względu na dobrą muzykę, całkiem niezłe przemycone poczucie humoru.
No i dlatego, że
tyle dziur się potworzyło w całym, że jak mi nie zaczną zaraz dawać odpowiedzi
to znajdę reżysera i każę mu zjeść tę małpkę. Całość powoli zaczyna nabierać
sensu, zaciekawiać, tak że pozostałe odcinki pochłaniam w tempie ekspresowym. Pokrótce, co ja o tym myślę. Myślę, że przegięli z
niedopowiedzeniami. Ja rozumiem, że fajnie jak są jakieś tajemnice i sobie
powoli odkrywamy różne elementy, żeby w pewnym momencie mieć efekt wow. Ale
tutaj mamy po prostu kupy się nie trzymające wydarzenia. Poza tym, że wszystko
otoczone jest mistyką, to denerwuje mnie jeszcze brak kontaktu między
postaciami. Każda z nich coś tam sobie działa na własną rękę, nikt nic nikomu
nie mówi, nie interesują się sobą za specjalnie. I tu mam największy ból dupy do
Numeru 5. No heloł, gość po 45 latach zawieszenia w czasie, w końcu trafia tam,
gdzie chciał się znaleźć i zamiast wyjaśnienia ej dawajcie robimy coś bo jest
przypał, to nonszalancko się przechadza i wpierdala kanapkę. Mam sporo takich
przypierdolek o różne szczegóły. Ale podobno o to chodziło. O zarysowanie
każdej postaci jako zwyczajnego człowieka, który popełnia zwyczajne błędy.
Dlatego nie założyli drużyny pierścienia i nie poszli podbijać świata.
Bo są ułomni. Znaczy nie do końca tak jak każdy normalny człowiek… Bardziej.
Od
początku boli oko, że Numer 1 tak bardzo sztucznie wygląda, wyjaśniają to
gdzieś dopiero w połowie. Numer 2 niby ma być przechujem, ale coś mu strasznie
nie wychodzi. Numer 3… no i tu miałem dylemat czy to ona zasługuje na miano
wkurwiającej pizdy czy nie. Numer 4, no ten pan jest genialny. Aktor zrobił
dobrą robotę. Numer 5 ma czasoprzestrzenną chorobę mózgu, przez co jego decyzje
są dla mnie totalnie niezrozumiałe. Numer 6… no cóż… to jeden z tych elementów,
które są tajemnicą do samego końca i w tym sezonie nie zostały praktycznie
wyjaśnione. Numer 7, nie przepadam za twarzą tej aktorki po prostu. W międzyczasie pojawiają się oczywiście czarne charaktery. Jednego nawet da się polubić. Aczkolwiek wydaje mi się, że powinni być trochę lepsi w tym, co robią? Nie ukrywajmy, ale tak jak wcześniej zaznaczyłem, reżyser chciał pokazać, że nasi superbohaterowie są tylko zwykłymi ludźmi, więc są bardzo nieudolni, a jednak nasi zawodowi zabójcy sobie totalnie nie radzą. Czasami mam wrażenie brakuje tylko muzyczki z Bennego Hilla.
Generalnie może to po prostu ja i moje przyzwyczajenie do
superhero produkcji, że z reguły jest w nich dużo akcji, mamy jakąś prostą kość
niezgody i się napierdalamy, dużo efektów, oko jest szczęśliwe. Tutaj jednak
jest trochę więcej tajemniczości, psychologii, postaci są czasem bardzo fajnie
zarysowane, więc jest trochę inaczej i finalnie warto kontynuować oglądanie.
Zaznaczam, że to nie jest serial, który można obejrzeć na zasadzie jeden
odcinek dziennie albo pół i w dwa tygodnie powinno się udać. Zaplanuj sobie
weekend nicnierobienia. Siądź i obejrzyj całość w dwa dni, bo po pierwsze
możesz się wkurwić i nie chcieć tego kontynuować (a wydaje mi się że warto), a
po drugie ciekawość będzie zżerała. Finalnie w ramach oceny serial otrzymuje ode mnie dwa złote pierścienie, Czarną Różdżkę, klatkę dla małpki i woreczek białego proszku dla Klausa.
Pozdrawiam cieplutko.


Brak komentarzy:
Prześlij komentarz