Uchuchuchu, pitoki latają. Uwielbiam tę postać, bo jest
ciekawym kontrastem czasami pizdowatego Daredevila. Punisher nie pierdoli się w
tańcu. Jest badassem i jak ktoś ma z tym problem, to niech to mu powie prosto w
twarz, a wcześniej zabukuje miejscówkę na cmentarzu.
Co do powiedzenia ma nam drugi sezon?
Jak się łatwo było spodziewać, Billy Russo przeżył! I
podziwiam aktora, bo musiał zagrać bardzo inną postać od tej z pierwszego
sezonu. W pierwszym odcinku generalnie dowiadujemy się, że Punisher sobie
wyruszył w świat, szukać spokojnego żyćka. Świetny plan. Co mogło pójść nie
tak? Nosz kurwa wszystko. Już w pierwszym odcinku mamy napierdalanki, Frank
Castle daje popis swoich umiejętności tajemnej sztuki Wpierdol-dżitsu. Na
drodze życia Franka pojawia się jakaś dziewczynka imieniem Amy (aka Rachel),
która ma trochę przejebane. Przez długi czas nie wiemy w sumie dlaczego, ale po
coś w tle pojawia się wątek pewnego religijnego pana, który spuszcza wpierdol
ludziom. Szuka czegoś, co ma dziewczynka. Finalnie mamy tutaj dwa główne wątki
dotyczące głównego bohatera. Przygoda z pomaganiem dziewczynce, która moim zdaniem
odbiera miano wkurwiającej pizdy agentce Madani, chociaż ta cały sezon się nie
poddaje i zdolnie konkuruje z młodą. I drugi wątek związany z Billym Russo aka
komiksowy Jigsaw. Ja jebie, ale mu zjebali ten ryj… wygląda jakby się po prostu
wyjebał na rowerze. Wśród głównych postaci wymienię jeszcze psycholożkę Billego
oraz ziomeczka z wojska głównych postaci, Curt, którego praworządność trochę
irytuje, bo jest kontrastem Franka. Z rzeczy, które mogę zdradzić, to Billy nie
pamięta, co się stało się, myśli że z Frankiem są najlepszymi kumplami z
wojska. Generalnie Jigsaw robi dużo nieracjonalnych rzeczy, no ale jest trochę
pierdolnięty, więc wybaczone. Madani jak zwykle kombinuje jak tu mnie wkurwić
za każdym razem jak się pojawia na ekranie. Frank postanawia zająć się sprawą
dziewczynki, przy okazji próbując rozwiązać swój problem z Billym.
Troszkę spoilerowo.
Troszkę smuci mnie, że tak mało udziału Jigsaw we wszystkim,
biorąc pod uwagę jak dużą rolę miał w komiksach. Szkoda, że skończyło się w ten
sposób, ale też zacząłem strasznie gościa nie lubić. Dużo fajniejszym
antagonistą okazuje się Pilgrim, który rzeczywiście potrafi zaleźć za skórę,
jak na przeciwnika przystało. Troszkę owiany tajemnicą gość, którego pokaz siły
w akcji z oblężeniem posterunku jest naprawdę imponujący. Niektóre elementy
tego wątku były irytujące, no ale w sumie dwa przechuje, wiadomo że nie mogli
się dogadać zanim sobie nie spuścili porządnego wpierdolu. Szczerze, to Amy
mnie tak wkurwia, że ja się dziwię, że Frank po prostu mu jej nie oddał,
szczególnie że w końcu sama mu się wystawiła. Myślałem po prostu, że przy
tamtej scenie umrę z zażenowania. Co za pizda. Lekko dziwny był wątek
psycholożki i Billego. Nie sądziłem, że osoby trochę pojebane mogą leczyć
gangsterów. No finalnie zasłużyła sobie. Lubię całkiem postać Curta. Jest takim
dobrym gościem. Sumieniem Franka odrobinę. Ale jak przychodzi co do czego,
podejmuje poprawne moim zdaniem decyzje.
Dlaczego to je takie zajebiste?
Wszystko tu jest właściwie bardzo spoczko. Pięknie oddana
zagmatwana psychika Punishera, który momentami zamienia się w berserka ze
sprecyzowanym celem – eliminować przeciwnika. A z drugiej strony kodeks
moralny, który nakazuje mu bronić słabszego. W sumie mógł mieć w dupie, ale
wtedy mielibyśmy może 1/3 historii w tym sezonie. Aktor po prostu jest
genialny, sceny walk są zagrane bardzo perfekcyjnie. Są ciekawe, mało
sztampowe. Fabuła czasem trochę sama nie wie dokąd podąża, ale generalnie dobra
historia. Nowy świetny antagonista, który jest przeciwnikiem stawiającym wysoko
poprzeczkę, co się dosyć rzadko w serialach zdarza, często są oni po prostu
nudni. W skrócie oglądałem ze świecącymi się oczkami i chciałbym jeszcze,
szkoda że Netflix porzucił dalsze plany co do Marvela. Finalnie sezon otrzymuje
ode mnie siedem złotych naboi i jedną paczkę Flipsów (dla Amy).
Pozdrawiam cieplutko.


Brak komentarzy:
Prześlij komentarz