"Wonder Woman 1984" wleciało ostatnio na HBO GO, to se pomyślałem, że se obejrzę. I se obejrzałem. No i nie było fajnie. Było tak sobie. To tak słowem wstępu typowego Janusza, ale mimo wszystko, trudno jest mi doszukiwać się jakichś wielkich pozytywów w tym filmie. Nie wiem, muzyka była spoko (w końcu Hans Zimmer ogarniał temat) i chyba to by było na tyle.
Film zaczyna się w skrócie tak, że na początku widzimy młodą Dianę, której nie poszło w jakichś ichniejszych zawodach w Quidditcha, bo spadła z konia. Potem jest już dorosła i żyje sobie w gdzieś w Ameryce w roku 1984, opływa we wszelki dostatek i bogactwo, ale cały czas czegoś jej w życiu brakuje i chodzi smutna po ulicy, a największego doła łapie jak nie udaje się jej złapać taryfy na chatę, bo jakiś typ ją uprzedził. Nie no żartuję. Jest jej źle i smutno i źle, bo jest sama, a wszyscy inni mają już chłopaka, a ona nie ma i jest jej smutno i źle. Jako, że jej jedyna, prawdziwa miłość już na całe życie zginęła jakieś 40 lat temu (znała chłopa w zasadzie kilka dni, ale tak, to było to), smuci konia w jakiejś knajpie, siedząc sama przy stoliku w świadomości, że już nigdy nikogo nie pokocha tak wielką i szczerą miłością do samej deski grobowej jak tego typa 40 lat temu, z którym spędziła kilka dni. Bo przecież nie każdy może być takim ideałem jak on i latać samolotem.
No i jakby... to jest motyw przewodni filmu. I powiem szczerze, że jestem tym pozytywnie zaskoczony. Jestem pozytywnie zaskoczony, ponieważ spodziewałem się, że będzie to film opowiadający o silnych, niezależnych kobietach, które do niczego nie potrzebują mężczyzn. Bo potencjał był ogromny. A tu takie, jeszcze raz powtórzę, pozytywne zaskoczenie, że jednak robią z tego komedię romantyczną, tylko bez komedii na początku. Momentami czekałem tylko, aż zza rogu wyskoczy Hugh Grant, wplącze się w fabułę, zakocha z wzajemnością w jakiejś kobiecie, potem zrobi coś nie tak i na koniec oboje zrozumieją, że to jednak było to i będą razem szczęśliwi. I stąd tytuł tej recenzji, bo Hugh Grant przez cały film się, niestety, nie pojawił. Taki mały spoiler. A szkoda, bo może ożywiłby trochę tą drewnianą produkcję.
Naprawdę nie wiem za bardzo co tu napisać dobrego o tym filmie. Pomijając mój sarkazm i cynizm, film, który w zamyśle ma być o super hero ma w sobie bardzo mało elementów super hero, bo fabuła opiera się na tym, że, jak to oni mówili? "Najważniejsza w życiu jest prawda, bo tylko prawda jest prawdziwa i dużo można w życiu zrobić i osiągnąć za pomocą kłamstwa, ale ogólnie jest to chuja warte, bo na końcu zostaje tylko prawda i tylko prawda cię wyzwoli, bo to najpiękniejsza rzecz na świecie". Czy jakoś tak. Ogólnie wszystko jest zbudowane według motywu - kłamstwo ma krótkie nogi i nie warto iść na skróty.
Aczkolwiek, nie, przepraszam. Jest trochę motywów super hero. Szczególnie, jeśli chodzi o szeroko rozumiane sceny batalistyczne, tudzież takie, które mają pokazać potęgę głównej bohaterki. Jej najpotężniejszą bronią w tym filmie jest lasso. Ogólnie, jeśli nie ma już nadziei na cokolwiek, jeb lasso i ogarnięte. Dwie sceny udowadniają to dobitnie. W jednej Wonder Woman łapie na lasso lecący pocisk z karabinu, ratując życie swojemu ukochanemu. Jak to zobaczyłem to miałem takie: "Aha, ok". Jednak druga scena, w której Diana łapie na lasso pioruny, bujając się na nich niczym Tarzan na lianach trochę rozwaliła mi głowę.
I powiem Wam, że nie bardzo wiedziałbym o czym ten film w zasadzie jest, gdyby nie świetna gra aktorska Pedro Pascala. Naprawdę, gość przepięknie zagrał głównego antagonistę, do tego stopnia, że w pewnym momencie nawet trochę mu kibicowałem. Był bardzo przekonujący i, co w moim odbiorze antagonistów jest dość rzadkie, w ogóle mnie nie irytował. Wręcz przeciwnie. Moim zdaniem gdyby nie ten gość, to film dostałby czerstwy chleb od krytyków zamiast jakiejkolwiek gwiazdki. Ponieważ powiedzieć, że Gal Gadot zagrała jak totalne drewno przez cały film pokazując może z dwie lub trzy emocje, to jakby nic nie powiedzieć. Więc, całemu filmowi można przyznać czerstwy stary chleb, a Pedro Pascalowi pięknego pączusia z kremem, lukrem i zajebistym nadzieniem.
A, no i nie wiem czy dobrze zrozumiałem, ale jeśli dobrze zrozumiałem, to Wonder Woman nauczyła się w tym filmie latać. Bo 40 lat temu spędziła kilka dni z gościem, który latał samolotami i w tym filmie też spędziła z nim kilka dni, bo magicznie zmartwychwstał w ciele innego kolesia, ale ona widziała w nim tego samego typa co 40 lat temu, mimo że była taka scena, w której koleś stoi w lustrze i w odbiciu jest innym kolesiem, a tak naprawdę jest tym samym kolesiem co 40 lat temu (WTF?). W każdym razie, spędziła z nim kilka dni, przelecieli się razem samolotem i on ją wtedy nauczył latać samolotem. Odbyło się to mniej więcej w ten sposób, że powiedział jej, że polega to na znajomości maszyny i posiadaniu wiedzy o lataniu. To nie było tak, że ona siadła za sterami tego samolotu i on jej po kolei tłumaczył, że tutaj odpalasz silniki, tutaj sterujesz lotkami czy coś tam. Nie. Powiedział jej po prostu, że latanie samolotem jest proste. I on na koniec filmu jakby umiera (jeśli można tak powiedzieć o zmartwychwstałym w ciele innego typa kolesiu) i ona łapie samolot na lasso, powtarza w głowie sobie jego słowa, że latanie samolotem jest proste i naumiałuje się latać, tylko już tak bez samolotu.
Końcówka filmu sprawiła, że poczułem się jakbym oglądał jakąś bajkę Disneya, a nie film z uniwersum DC, które mimo wszystko przyzwyczaiło, że lubi mrok. Ale rozumiem, że i takie filmy są potrzebne, bo czasami trzeba coś skierować do młodszej widowni i nie wszystko musi być czarne i ponure. Jednak dla mnie, finał filmu, który opiera się na klasycznym motywie disneyowskich księżniczek pt. "Nigdy się nie poddawaj w drodze po swoje marzenia, nie oszukuj i wytrwale podążaj do swojego celu, to kiedyś ci się uda" sprawia, że nigdy do tego filmu nie wrócę.
No. Chyba nie mam nic więcej do powiedzenia.
Źródła obrazków:
https://www.canalplus.com/pl/film/wonder-woman-1984/h/11284031_70027
https://kultura.onet.pl/film/recenzje/wonder-woman-1984-a-kto-to-pani-tak-recenzja/wdch76h
https://flipboard.com/topic/forests/cheetah-was-meant-to-be-wonder-woman-1984-s-main-villain-not-max-lord/a-eRgoRwXDQ9u9Lvz2uPt_ng%3Aa%3A2965142670-762571afc4%2Fscreenrant.com





Brak komentarzy:
Prześlij komentarz